Nie ma o czym pisać
Na całe szczęście, życie płynie sobie leniwie i bez większych wydarzeń - może tylko to, że Manolo się rozchorował, więc rodzice nie mają w piątek wolnego - grrr. No nic. Podobno jest wesolutki i na chodzie, ale nie chcieliśmy a) zwalać im na głowę jeszcze dodatkowo naszych, b) ryzykować, że to rzeczywiście coś zaraźliwego. Bo w piątek jedziemy do Poznania i chyba by nas szlag trafił, gdyby coś.
Przegapiliśmy okazję do imprezy: dowiedziałam się niedawno, że w Niemczech robi się "1 Meter Party", jak ktoś przekroczy ową granicę (wzrostu). No niestety, za późno: dzisiejsze pomiary wykazały, że mały Jacynek mierzy sobie 105 cm.
Kuba nagle przestał mieścić się w przedszkolne kapcie (w domu nie używamy takich dziwactw, ale tam się upierają), buty i parę innych rzeczy - erm. Tak jakoś nagle przestał. Jacyk też jakoś ostatnio skoczył - ale nawet nie tyle na wzrost, co na ogólny wygląd: zniknęła gdzieś jego wielka głowa i krótkie nóżki, zrobił się cały długi i cienki. Jule, która nie widziała go ponad dwa tygodnie, nie mogła uwierzyć. To już nie jest dzidziorek - oj nie.
(Oho: blogspot zmienił edytor tekstu. Już go nie lubię. Chociaż to pewnie taki automatyczny konserwatyzm...)