Łysole
Z zamiarem obcięcia włosów nosiliśmy się już od dawna i wreszcie Stało Się. Nie do końca tak, jak mamusia zaplanowała. Po półgodzinie mordowania się z gęstymi jak futro renifera włoskami Kubusia synek spojrzał do lustra i powiedział: nie mama, ja chcę krótko. Krótko! Tak jak tu, krótko! No to mama wzięła maszynkę i zrobiła krótko. Jacek oczywiście też chciał. Świat przyjął nowy look syneczków z entuzjazmem, a mamusia powtarza sobie, że włoski odrosną i Kubełek znowu będzie słodkim blond aniołeckiem (bo Jacek rzeczywiście wygląda świetnie). A przynajmniej nie przyklepują się od czapki...
Po dłuższej przerwie byliśmy dzisiaj u pani logopedki, która po zajęciach wyraziła gorącą wdzięczność i podziw, ile też mogą zrobić ćwiczenia w domu i jak to wspaniale, że tak się angażujemy. Mamusia niestety nie zdołała sobie przypomnieć, co też takiego mieliśmy ćwiczyć, ale uśmiechnęła się miło i poszło. Następny punkt programu: przedłużenie skierowania, czyli wizyta u lekarza. Uch.
Zimno jest i dość przeraźliwie, więc aktywności brak. Ograniczyliśmy porcje żywnościowe Kubusia - brak ruchu zdecydowanie nie robi mu dobrze na figurę. Szczęśliwie Jacek najwyraźniej odziedziczył figurę po tatusiu.