Przeżywamy
Zgodnie z zapowiedzią byliśmy wczoraj pływać. Nad
Helenesee koło polskiej granicy. Kumpel mi podrzucił, podobno jedno z najczystszych jezior Brandenburgii. Rzeczywiście, jest rewelacyjne. Plaża prześliczna. Ludzi sporo, ale czegóż się było spodziewać... Nie wypalił niestety pomysł na grilla, bo trzeci stopień zagrożenia pożarowego - jezioro jest w lesie - ale przeżyliśmy na bułkach i lodach. Kuba jest niesamowity; wlazł do wody o drugiej i o szóstej trzeba było go końmi wyciągać. Jezioro jest dość głębokie, więc woda jest zimna - ale Kubie to niestraszne. Na plecach pływa, a na brzuchu zaczyna się utrzymywać na wodzie - guuut.
Nie mogliśmy niestety jechać dzisiaj, bo chłopcy byli zaproszeni na urodziny do Josepha. Szkoda, bo był dzisiaj najgorętszy dzień w roku. Tzn. miał być, bo odwołali - najgorętszy ma być jurto. Średnio sobie wyobrażam wyjście z domu, jeśli będzie
jeszcze cieplej - no ale. Trza do roboty.
Jacek wpadł w jakąś przedziwną fazę. Podejrzewamy, że jest to spowodowane przestawieniem - że Kuba zniknął z przedszkola, że nagle się zrobił ważny uczeń, a on nie... nie wiem. W każdym razie, Jacek nie chce się ruszyć od rodziców na krok. Co gorsza, cały czas twierdzi, że spoko spoko, zostanie u Manola, zostanie u Josepha, cały dumny - po czym jak przychodzi co do czego, Jacek wczepia się w rodziców, zaczyna ryczeć w niebogłosy i cześć. Najgorsze jest nawet nie to, że on nie chce, tylko że decyduje się w ostatniej chwili. W piątek skasował nam w ten sposób wieczór - bo o ósmej się zdecydował, że jednak nie będzie spał u Manola - a dzisiaj popołudnie, bo powiedział, że nie zostanie na urodzinach u Josepha. Wściekliśmy się straszliwie, zabraliśmy go do domu i zamknęliśmy w pokoju. Bez jaj, nie może tego robić w ostatniej chwili! Mamy nadzieję, że mu to przejdzie, bo jak nie, to rany boskie. I tak gonimy resztkami sił.
Czekamy z niecierpliwością na kolejny tydzień szkoły, tym razem już normalny. Mam nadzieję, że jak zaczną się normalne lekcje, Kuba przestanie się tam tak nudzić... Do tej pory pytany, co robił w szkole przez osiem godzin, odpowiadał - "nie pamiętam". Jakieś takie to było bez sensu zupełnie, trzymamy kciuki, żeby wreszcie ruszyło. Chociaż plan zajęć i tak jest jakiś taki... dziwny... Np. w poniedziałek od obiadu Kuba ma wyłącznie czas wolny. Ale nie wolno go wcześniej odebrać, bo ma być w szkole do 16.00. Dla nas oczywiście super, ale po cholerę tak - nie wiadomo.
Na szczęście ma jutro wytęskniony WF. W trzydziestu sześciu stopniach, biednie dziecko :D